Wykąpana i wypachniona siedzę i czekam żeby ruszyć radośnie z kopyta w noworoczną rzeczywistość. Mijający rok był raczej nieudany. Cieszę się, że wreszcie się kończy i mam nadzieję, że razem z nim skończy się pasmo ponurych wydarzeń. Oczekując na godzinę zero (dziś coś z majstrują z zegarami i ostatnia sekunda roku ma trwać dwie, nie mam pojęcia po co?) i starając się nie zasnąć, bo i tak obudziliby mnie bombardierzy, rozmyślam o noworocznych postanowieniach, które można czynić na wiele sposobów. Można: 1. coś postanowić; 2. lepiej postanawiać po wakacjach, bo wg statystyk jest bardziej prawdopodobne, że się to zrealizuje; 3.zaplanować coś na przyszły rok i na za 30 lat i najpierw realizować ten cel długoterminowy (to z dzisiejszego programu tv, ale ideologię zapomniałam); 4. nie nie postanawiać, bo i tak się o tym zapomni. Chyba zrealizuję pkt 4, CHOCIAŻ z długiej listy zeszłorocznych postanowień udało mi się wdrożyć jedno: ruszyłam z produkcją biżuterii, a skala tegoż przerosła moje oczekiwania. Dobrze, że postanowiłam rzeźbić świątków. Koniec z gderaniem. Wszystkim życzę
DO SIEGO ROKU !
P.S. I jeszcze piosenka, dla tych w filozoficznym nastroju i dla tych którzy mają za słodkie szampany (nie narzekam, bo niestety sama wybierałam).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz