niedziela, 29 marca 2009

No wreszcie

Marek Grechuta - Wiosna, ach to tyzapachniało wiosną. Na razie tylko zapachniało, bo na podwórku ciągle łyse badyle. Nie przekadza mi to specjalnie, bo okna mam tak brudne, że staram sie nawet nie patrzeć w ich stronę. Symptom wiosenny nr 2 to gołębie, które próbują wprowadzić się na mój balkon. Ganiam je ile wlezie, ale sądząc po ilości guana: 1. nie bardzo się tym przejmują; 2. jest to nowy gatunek powstały wyniku mutacji z indykiem. Są strasznie wielkie i tłuściutkie. Może to odmiana spożywcza?
Wracając do wiosny, poniżej
naszyjnik wiosenno-letni z kulek, które kojarzą mi się z kisielem:



P.S. Wszystko kojarzy mi się z jedzeniem, bo w związku z wiosną próbuję trochę schudnąć.


wtorek, 24 marca 2009

Wabik

Siedzę cicho, bo skończyły mi się fotki i wena (do wszystkiego).
Dziura w ścianie wreszcie zamurowana, a na korytarzu kurz po kostki, bo remont klatki dotarł do mojego piętra. Fachowcy najpierw porobili jakieś wyrwy, potem elegancko je zakleili i chyba udają, że nie widzą uszczerbków przy moich drzwiach.
Ostatnie wydarzenia obudziły we mnie świadomość, że mam przedziwną właściwość przyciągania wszelkiej maści fachowców. Niestety, polega ona wyłącznie na wywoływaniu niezwykłego gadulstwa u wspomnianych. A może powinnam spisywać te opowieści?
Na obrazku przerobione "starocie":





wtorek, 17 marca 2009

Z górnej półki

Moim zdaniem snobizm "górnej półki" już dawno stracił na znaczeniu, a nawet się przewartościowiał. Odkryłam to empirycznie, przy okazji kupowania kapci. Otóż w dużym sklepie z półkami pod sufit, znalazłam model marzeń, wyeksponowany na 3 półce od góry, pudełko z moim rozmiarem było oczywiście 2 pudełka nad ekspozycją. Stanąwszy na paznokciach u stóp i drapiąc paznokciami u rąk, udało mi się zdobyć to upatrzone. Wrrr, w środku była wersja fuksjowo - czarna a ja chciałam szaro-błękitną. Musiałam powtórzyć operację gimnastyczną. Oczywiście będąc w potrzebie nie znalazłam w pobliżu ani drabinki, ani upierdliwej obsługi, która rzuca się z pomocną dłonią wtedy, kiedy nie trzeba.
I już nie wiem czy "górna półka" ma być azylem dla przedmiotów, które nie chcą być sprzedane, czy dla tych co urośli 2 metry i więcej. Tylko oni raczej nie noszą rozmiaru 36.
No to na drugą nóżkę:



poniedziałek, 9 marca 2009

Demokracja po naszemu

Nie jestem politycznie zaangażowana, ale powyborcze echa w mieście poruszyły mnie. W - jak by nie było demokratycznych wyborach - naród wybrał prezydenta miasta. Partia kontrkandydata tak się obraziła, że zabiera manatki i idzie do innej piaskownicy. Co ciekawe obrazili się na prezydenta - elekta, a nie na naród, który tego dokonał. Przegrany kandydat na znak protestu rzucił jedną z pełnionych fuch, żeby przypadkiem nie musieć współpracować. Gest taki sobie, bo jak donoszą media, osobnik fuch ma jeszcze kilka.
Tak więc demokracja demokracją, ale nasi muszą wygrać.
I komplecik z granacikami (oraz karneolem - to te większe bryłki):


sobota, 7 marca 2009

jednak święto?

Najwyraźniej duch w narodzie nie ginie. Tyle było hałasu, że święto komunistyczne, że powrót do peerelu i co tam jeszcze, nachalnie promowano imperialistyczne walentynki jako ekwiwalent, a tu proszę ..... Nadchodzi 8 marca i osiedlowe solarium oferuje w tym dniu 2 min sztucznego słońca gratis, osiedlowy fitness klub zaprasza, bo przygotował bogaty program z niespodziankami, a radio (ogólnopolskie) mówi o tym dniu bezustannie.
Ja tam zawsze lubiłam Dzień Kobiet. I goździki też, chciaż tulipany, bez celofanu poproszę.






P.S. O ile mnie pamięć nie myli, dzień ten był szczególnie hucznie obchodzony przez panów. Ale kto w takim razie chciał likwidacji święta????


poniedziałek, 2 marca 2009

Hydrauliczna odyseja

No to przyszedł fachowiec. Podrapał się po głowie i wysnuł znaną tezę, że rury się pocą. Nie poszedł sobie chyba tylko dlatego,że przygwoździłam go wzrokiem klnąc w duchu jak szewc, dorożkarz i hydraulik razem wzięci. Fakt, że sikająca woda gdzieś zniknęła i tylko trochę sobie ciurała. Pan godzinę z okładem pracował koncepcyjnie, bo kto by słuchał baby, która mówi, że przeciek jest wyżej, na co wskazywała mokra ściana. Wreszcie postanowił wydziubać tam dziurę, ale stopień wilgotności nie zadowolił. Wcale nie uwierzył, że w sobotę woda leciała i syczała, co słyszał pan z pogotowia. Wyszłam z kuchni zastanawiając się kiedy w miasto pójdzie fama , że zwabiam mężczyzn symulując dziurę w rurze. Żeby chociaż wyglądali jak ten z reklamy ...... Chciaż troszeczkę. Jak pech, to pech.
Ostatecznie pan znalazł punkt na wysokości wzroku, uznał, że stamtąd wydostają się krople i postanowił założyć obejmę. Na szczęście w tym momencie nastąpiła interwencja anioła ds. wodno - kanalizacyjnych i pan postanowił pogmerać przy rurach
przez górną dziurę. I siknęło, a mnie kamień spadł z serca. Potem były jeszcze problemy z założeniem obejmy .......
Komplecik dedykuję ofiarom hydraulików:



P.S. Ze słownika hydraulika: wszystko, co nie jest potokiem rwącej wody, jest suche lub spocone.