Wiadomo, że nieszczęścia chodzą parami. Awarie też. Tydzień temu zatkał mi się odpływ w kuchennym zlewie, na amen. Udało mi się samodzielnie problem rozwiązać, ale kilka dni później pojawiła się mokra plama na ścianie. I zaczęło się....
Wieczór:
ekipa nr 1 - fachowców dwóch z pogotowia technicznego - uznali, że ściana jest prawie sucha, mam się nie przejmować i pobiegli oglądać mecz.
Dzień później:
ekipa nr 2 - fachowców dwóch ze spółdzielni, wydłubali dziurę w ścianie, powiedzieli, że jest sucho, naciągnęli mnie na kawę, pogadali i poszli.
Międzyczas: rury ciągle wilgotne.
3 dni później, czyli dzisiaj zaczęło intesywnie kapać. Zadzwoniłam na pogotowie. Po dwóch godzinach zaczęło syczeć i lecieć ciurkiem. Kolejny telefon do pogotowia.
ekipa nr 3 - fachowiec jeden, przyznał, że leci woda, odłupał trochę ściany i poszedł zakręcać pion. Wrócił - woda leciała, znowu poszedł.Wrócił, woda leciała. Okazało się, że zakręcił pion w łazience. Za trzecim podejściem - sukces. Powiedział, że usterką zajmie się spółdzielnia.
W poniedziałek przyjdzie ekipa nr 4 i będą "pruć" ścianę.
Nawet nie chce mi się denerwować.
sobota, 28 lutego 2009
sobota, 21 lutego 2009
Ostatki!
Ostatnio jakoś się pogubiłam i nie nadążam za tradycją itp. Nie żebym się przejmowała, bo hucznych zabaw nie lubię, ale lubię wiedzieć. Mimo nawrotu zimy, musiałam pójść po zakupy, bo w lodówce było właściwie tylko światło. I dobrze, bo kupiłam też wino. Czerwone i całkiem mocne, prosto z Chile, o bardzo atrakcyjnej cenie.Mmmm.Jest bosko, wino, ciepło, święty spokój. A w sporcie dziewczyny górą!
A ponieważ niebawem będziemy ( przynajmniej niektórzy) umartwiać się, prezentuję nie-balowe bransoletki:
A ponieważ niebawem będziemy ( przynajmniej niektórzy) umartwiać się, prezentuję nie-balowe bransoletki:
niedziela, 15 lutego 2009
Przez ścianę
Nie wiem jak to możliwe, że jeszcze nie wspominałam o mojej sąsiadce. No i proszę, właśnie nadarza się okazja. Po uwagach jak przetykać odpływ, jak nalewać wodę do wanny i dwóch rozprawach sądowych w związku z moim szczekającym psem (który odszedł do krainy wiecznych łowów), dziś załomotała do drzwi po żeby dysząc z nienawiści zapytać, czy to w moim kranie ciągle piszczy. Uprzejmie ją wysłuchałam (czyt. zastygłam w zdumieniu) i równie uprzejmie odpowiedziałam, że w moich kranach nic nie piszczy i żeby sobie poszła, bo wezwę policję. Ponieważ najwyraźniej chciała kontynuować konwersację i utrudniała zamknięcie MOICH drzwi do MOJEGO mieszkania, zamknęłam je energicznie z przekleństwem na ustach (oczywiście teraz mi wstyd).
czwartek, 12 lutego 2009
Sweet Valentine
Uwaga!!! Nadciąga święto sprzedawców rzeczy dziwnych, których nigdy by nie sprzedali gdyby nie ten fatastyczny dzień, kiedy wystarczy dokleić czerwone serduszko i wszystko idzie jak woda. Aż mnie mdli od tych słodkości. W kalendarzu mam dwa upiorne niby-święta, do których nie jestem w stanie się przekonać: walentynki i haloween, pewnie dlatego, że socjalizowałam się w peerelu. Z rozrzewnieniem i nostalgią wspomninam Dzień Kobiet.
Poza tym od kilku dni nie zastanawiam się, czy ktoś się zlituje i uraczy mnie waletynką, ale tym KOGO wytypować na prezydenta miasta? A kandydaci ? Większość ta sama co zwykle przy tego typu okazjach oraz osobnik, który wygląda jakby chciał przegryźć mi tętnicę gdybym na niego nie zagłosowała.
Na pociechę zielone kolczyki jako symbol nadziei na cokolwiek.
Poza tym od kilku dni nie zastanawiam się, czy ktoś się zlituje i uraczy mnie waletynką, ale tym KOGO wytypować na prezydenta miasta? A kandydaci ? Większość ta sama co zwykle przy tego typu okazjach oraz osobnik, który wygląda jakby chciał przegryźć mi tętnicę gdybym na niego nie zagłosowała.
Na pociechę zielone kolczyki jako symbol nadziei na cokolwiek.
środa, 11 lutego 2009
Jeszcze o horoskopach
Jakiś czas temu zaczął się chiński nowy rok no i jest nowy horoskop do przeczytania. Oczywiście b. dobry, ale z intrygującym ostrzeżeniem: uwaga na finansowe pokusy z seksem w tle. O rany! Co też ja wymyślę ? Póki co wszystko po staremu plus sezonowe przeziębienie.
Na razie seksowna biżuteria:
Na razie seksowna biżuteria:
czwartek, 5 lutego 2009
Hobby
Mam nowe hobby. Hobby nr 1 to oczywiście wyrób prezentowanych tu dupereli, a nr 2 to obserwacja i kojarzenie zależności tematów reklam blogowych z mądrościami, które tu wypisuję.
Zainspirowała mnie niepogoda dla pijaków (ciągle moja ulubiona). Tak w ogóle to miały być reklamy o biżuterii. Jeszcze szukasz pracy mogę zrozumieć, ale szukasz żony!??? Nie, nie szukam żony, męża i pracy jeszcze też nie. Niczego nie szukam.
Pa, lecę ćwiczyć koordynację ruchową, bo po odbyciu dwóch zajęć z tańca latino, oko w oko z lustrem okazało się, że próba wykonania kociego gestu ręką powoduję plątanie się nóg.
Na pewno przez trampki, bo muzyka w niczym mi nie przeszkadza.
Zainspirowała mnie niepogoda dla pijaków (ciągle moja ulubiona). Tak w ogóle to miały być reklamy o biżuterii. Jeszcze szukasz pracy mogę zrozumieć, ale szukasz żony!??? Nie, nie szukam żony, męża i pracy jeszcze też nie. Niczego nie szukam.
Pa, lecę ćwiczyć koordynację ruchową, bo po odbyciu dwóch zajęć z tańca latino, oko w oko z lustrem okazało się, że próba wykonania kociego gestu ręką powoduję plątanie się nóg.
Na pewno przez trampki, bo muzyka w niczym mi nie przeszkadza.
niedziela, 1 lutego 2009
Koło fortuny
Lekko zardzewiałe wreszcie drgnęło. Wolałabym żeby zamach był większy, ale nie ma co wybrzydzać. Zapowiadają sie trzy miesiące względnego spokoju w pracy.
I jeszcze przygoda motoryzacyjna: stałam na światłach i nagle widzę pana, który wyskoczył z samochodu i zamierza biec w moją stronę. Myślałam, że pali się samochód albo zgubiłam koło, a tu okazało się, że nie zauważyłam zielonej strzałki. Oczywiście zanim pan dobiegł (czemu nie zatrąbił?) zapaliło się normalne zielone i musiał pędzić z powrotem do swojego auta. Ot, taki nasz lokalny Michael Douglas, tyle że bez kija baseballowego. No i przy zerowym ruchu, bo na pasie byłam tylko ja i on. Ale kto by tam zrozumiał mężczyzn.
I jeszcze przygoda motoryzacyjna: stałam na światłach i nagle widzę pana, który wyskoczył z samochodu i zamierza biec w moją stronę. Myślałam, że pali się samochód albo zgubiłam koło, a tu okazało się, że nie zauważyłam zielonej strzałki. Oczywiście zanim pan dobiegł (czemu nie zatrąbił?) zapaliło się normalne zielone i musiał pędzić z powrotem do swojego auta. Ot, taki nasz lokalny Michael Douglas, tyle że bez kija baseballowego. No i przy zerowym ruchu, bo na pasie byłam tylko ja i on. Ale kto by tam zrozumiał mężczyzn.
Subskrybuj:
Posty (Atom)