poniedziałek, 2 marca 2009

Hydrauliczna odyseja

No to przyszedł fachowiec. Podrapał się po głowie i wysnuł znaną tezę, że rury się pocą. Nie poszedł sobie chyba tylko dlatego,że przygwoździłam go wzrokiem klnąc w duchu jak szewc, dorożkarz i hydraulik razem wzięci. Fakt, że sikająca woda gdzieś zniknęła i tylko trochę sobie ciurała. Pan godzinę z okładem pracował koncepcyjnie, bo kto by słuchał baby, która mówi, że przeciek jest wyżej, na co wskazywała mokra ściana. Wreszcie postanowił wydziubać tam dziurę, ale stopień wilgotności nie zadowolił. Wcale nie uwierzył, że w sobotę woda leciała i syczała, co słyszał pan z pogotowia. Wyszłam z kuchni zastanawiając się kiedy w miasto pójdzie fama , że zwabiam mężczyzn symulując dziurę w rurze. Żeby chociaż wyglądali jak ten z reklamy ...... Chciaż troszeczkę. Jak pech, to pech.
Ostatecznie pan znalazł punkt na wysokości wzroku, uznał, że stamtąd wydostają się krople i postanowił założyć obejmę. Na szczęście w tym momencie nastąpiła interwencja anioła ds. wodno - kanalizacyjnych i pan postanowił pogmerać przy rurach
przez górną dziurę. I siknęło, a mnie kamień spadł z serca. Potem były jeszcze problemy z założeniem obejmy .......
Komplecik dedykuję ofiarom hydraulików:



P.S. Ze słownika hydraulika: wszystko, co nie jest potokiem rwącej wody, jest suche lub spocone.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz