sobota, 18 kwietnia 2009

Ogrodnictwo

Fantastyczna pogoda obudziła we mnie ducha ogrodnika i pomaszerowałam do obi po kwiatki. Już przed wejściem miałam wrażenie , że cały powiat postanowił w tym samym czasie zrobić zakupy, ale co tam.Wynalazłam sześciopak z mini surfinią (chyba) i jak już się nacieszyłam zaczęło działać prawo Murphy'ego. Kasa przy wyjściu z sekcji ogrodniczej okazała się byc zepsuta, więc poszłam do kas centralnych gdzie były kolejki jak cholera. I tak stałam z tym mini sześciopakiem między wózkami wypakowanymi rulonami siatki, workami z ziemią i doniczkami z krzakami. Jak byłam prawie u celu pani kasjerka zaczęła trzaskać i energicznie poruszać czym się dało, potem jeszcze dłubała patykiem, i tak naprzemiennie. Okazało sie, że moneta o nieznanym nominale wpadła w jakąś dziurę, a ponieważ klient nie odchodził, mniemam, że była to jego reszta. A potem jeszcze okazało się, że babcia przede mną wzięła jakiś towar bez kodu ....... .
Dziwnym trafem udało mi się tam nie zwariować, a jak wyszłam ze sklepu okazało się, że kwitną forsycje (słowo daję, że jak wchodziłam do obi były jeszcze w pączkach) i zrobiło sie pięknie i radośnie. Jak już posadziłam kwiatki w skrzynce, której nijak nie można wyjmować, tv zapowiedziała mróz do -5 st. Ciekawe, czy do lata uda mi coś wyhodować na balkonie? Oprócz gołębi oczywiście.
A kolczyki są kolorach listków i kwiatków z powyższej opowieści:




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz